wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział Siódmy

*Louis*
     Po raz piąty chyba już w ciągu dziesięciu minut odświeżyłem stronę główną Facebooka. Na nic więcej nie miałem siły. Powinienem przecież trochę się pouczyć albo obmyślić jakiś ciekawy plan zemsty. Tylko, że właśnie ta dziwna zamuła dopadła mnie przez ten plan.
    Moje palce same wpisały w wyszukiwarce imię i nazwisko "Harry Styles" i od razu praktycznie przeniosło mnie na jego profil. Nie było w tym żadnego udziału mojego umysłu. Popatrzyłem przez chwilę na jego zdjęcie profilowe. Harry miał bardzo delikatną urodę, ale był przy tym pociągającym chłopakiem. Te loczki, dołeczki pojawiające się na policzkach przy uśmiechu i wielkie zielone oczy... Osoba z takim wyglądem nie powinna być zła.
    Ale czy Harry był zły? Czy to może tylko i wyłącznie nasza wina, że zszedł na tę drogę? Może nie powinniśmy byli go wtedy wciągać do swojej paczki. Z drugiej jednak strony on sam nigdy nie stronił specjalnie od znęcania się nad innymi, bawiło go to tak samo jak i nas. Tyle że tym razem on nie wykazywał żadnej chęci, żeby rzucić się na Devine'a. Jakoś źle się czułem z tym, że go do tego z Zaynem namówiliśmy. Przecież, jakby się nad tym zastanowić, to on dosyć mocno się opierał. Zbladł. Tłumaczył, że chyba nie ma sensu, że to nic nie zmieni. Ale wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że on może się po prostu bać. I nigdy nie przyznałbym się przed nikim (nawet przed Evą), że w gruncie rzeczy rozumiałem go.
    Utkwiłem zmęczony wzrok w informacjach. Podana nazwa szkoły, miasto. Status: w związku z Lily ... . Nie wiem dlaczego ten napis tak bardzo zakuł mnie w oczy. Przecież poniekąd sam mu kazałem być z nią. Żeby nie powiększać niepotrzebnie grupy. Sam mu to doradziłem, sam go nawet umówiłem. A teraz najchętniej cofnąłbym czas i nie doprowadził do spotkania tej dwójki. Zresztą, zerwałbym tez Eva, kiedy jeszcze była na to pora. Teraz już nikt by nam nie uwierzył, że między nami nigdy nie było tak jak powinno. Chciałbym ostrzec przed tym Harry'ego.
    Nie wiem co mi się stało, że w pewnym momencie po prostu zerwałem się z miejsca i poszedłem do Zayna.
    Miałem szczęście, że zastałem go w domu i był akurat sam. Przecież on tak wiele czasu spędzał z Liamem.
- Lou, co ty tu robisz? - spytał zaskoczony, otwierając mi przy tym drzwi. Nie był osobą niegościnną, jeśli szło się do niego, to zawsze zostawało się kulturalnie przyjętym (chyba że było się Horanem albo Devinem).
- Szczerze mówiąc, to nie wiem - przyznałem, wpatrując się w czystą kiedyś podłogę, którą trochę zabłociłem. Zrzuciłem więc szybko wszystkiemu winne trampki.
- Chodź do mnie. Powiesz mi tam o co chodzi - zaproponował i popchał mnie aż do swojego pokoju. Tam dało się oddychać, gdyż Zayn "sprzątał" tam sam. A rozumiejąc po zaynowemu "sprzątać", to znaczy rozwalić po wszystkich kątach gazety i ubrania, tak żeby - broń Boże - nie było widać ani skraweczka podłogi. Jednak to było o niebo lepsze od reszty jego białego i perfekcyjnie wyczyszczonego domu.
    Usiadłem ostrożnie na jego łóżku, nigdy bowiem nie było wiadomo, co można tam znaleźć.
- No o co chodzi? - spytał brunet, patrząc się na mnie wyczekująco. Najbardziej nienawidził owijania w bawełnę, a ja to właśnie w tej chwili robiłem. Zebrałem się więc w sobie i wyrzuciłem.
- Źle postąpiliśmy z Harrym.
    Nastąpiła długa chwila milczenia. Zayn próbował się uspokoić. On chyba niczego nie rozumiał.
- Louis, kiedy my byliśmy w jego wieku, takie rzeczy były na porządku dziennym.
- Wiem, ale Harry nie chciał tego robić.
- Mnie się nigdy nie pytałeś czy chcę.
- Zawsze chciałeś. Sam się rwałeś do tego.
    Zamilkł. To była prawda, ale ja nie powinienem być dla niego aż tak ostry. Nawet jeśli to on nic nie rozumiał. A jednak wcale nie chciałem przyznawać mu racji.  Po prostu odwróciłem się od niego i wyszedłem. Wiedziałem, że i tak jego gniew nie potrwa zbyt długo.
------------------------------------------------------------------------------------
 Dobrze wiem, że rozdział jest tragiczny, ale nie mam siły (fizycznie i psychicznie) by pisać. Nie wiem, czy wrócę jeszcze przed obozem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz