niedziela, 25 maja 2014

Rozdział Pierwszy

Eva
 Zawsze wychodzę do szkoły wcześniej niż powinnam. Zawsze jestem w niej jakieś dwadzieścia minut przed dzwonkiem i zawsze, mimo że pozornie mam jeszcze mnóstwo czasu, śpieszę się, jakbym była co najmniej dwie godziny spóźniona.
 Tego dnia też tak było. Wpadłam do szkoły jak burza i nie patrząc na nic, ani tym bardziej na nikogo, pognałam wręcz do szatni. Szatnia w naszej szkole wygląda normalnie. Są to boksy, jak w wielu szkołach publicznych. To pomieszczenie, które służy tylko i wyłącznie do zmieniania butów, nic innego nie da się w nim zrobić.
 Kiedy już byłam gotowa i odwracałam się, żeby pobiec do okna, miejsca, gdzie nasza paczka siadała każdego ranka i rozmawialiśmy o różnych ważnych rzeczach, ktoś zaszedł mnie od tyłu.
- Eva, czyli dzisiaj przejdziemy się razem?
 Obejrzałam się za siebie, chociaż tak naprawdę nie musiałam tego robić. Rozpoznałabym ten głos obudzona o trzeciej nad ranem. Rozpoznałabym go spośród tysiąca innych.
- Louis - ucieszyłam się na jego widok. Przez mój głupi wyjazd na narty, nie widziałam się z nim prawie pięć dni. - Jak dobrze jest znów zobaczyć twoją krzywą mordę - zaśmiałam się, obejmując go ramieniem. Bardzo się wtedy denerwował, ale o to mi właśnie chodziło. Uwielbiałam, kiedy chodził trochę poddenerwowany.
- Też się za tobą stęskniłem - zaśmiał się, wyswabadzając spod mojego objęcia. - Przecież wiesz, że tego nie cierpię.
 Wzruszyłam ramionami. Oczywiście, że wiedziałam. To była jego główna zasada. Louis nie lubił czułości. Koniec, kropka. Czułości fizycznej ma się zrozumieć, słowną jeszcze potrafił przeżyć. Potrafił się odegrać, często nawet sam się do niej dopuszczał, jak na przykład tego dnia.
- No chodź, koteczku, dzisiaj jesteśmy pierwsi, ale coś mi mówi, że niebawem dołączy do nas Liam.
 Uśmiechnęłam się do niego zalotnie i razem (Louis trzymał rękę na moim ramieniu) poszliśmy w "nasze" miejsce, które było po prostu bardzo szerokim parapetem znajdującym się zaraz przy wyjściu z szatni, także z tego miejsca mogliśmy obserwować wszystko i wszystkich, i od razu wiedzieliśmy, kiedy przechodzi na przykład ten gówniaż - Devine.
 Sama już nie pamiętam, dlaczego tak go nie cierpimy. Znaczy, znany jest mi ten "powód zastępczy", bo nawet ja nie jestem taka głupia, żeby myśleć, że fakt, iż Josh ma poważne problemy z samym sobą wystarczy, żeby na każdym kroku uprzykrzać mu życie. Lubiłam jednak to zajęcie i tak naprawdę, chociaż nie stosowałam w żaden sposób przemocy fizycznej, na pewno nie byłam dla niego łagodniejsza niż którykolwiek z "naszych" chłopców. Nawet Louis.
 Louis był najstarszy w naszej paczce. Chodzi w tym roku do klasy trzeciej C, ale to tylko dlatego, że raz nie zdał i musiał powtarzać pierwszą klasę. Cała szkoła myśli, że jestem jego dziewczyną, w sumie tak chyba jest naprawdę. Być może w byciu parą tak naprawdę nie chodzi o jakieś namiętności? Może wystarczy tylko dobrze się znać i wymienić między sobą kilka szybkich pocałunków, głównie po pijaku, albo na pokaz, kiedy ma się dużą widownię?
 Ale nie miałam czasu na głębsze rozmyślania. One są złe, jeżeli jest się dziewczyną króla, a raczej postrachu, całej szkoły. Louis uśmiechnął się do mnie, wskazując na szatnię. Poza tabunem uczniów, niczego niezwykłego w niej nie dostrzegłam.
- Liam. Liam już do nas idzie - wyjaśnił, abym razem z nim mogła się tym radować. Istotnie, bardzo lubiłam tego chłopaka. Spokojnego i opanowanego, ale nie mniej ciętego na Josha, niźli Louis czy jego chłopak -  Zayn.
- Siema - przywitał się z nami szatyn, zajmując jednocześnie miejsce na parapecie. - Jak było na nartach? - spytał, chociaż doskonale wiedział jak mogłam "bawić się" z moimi rodzicami i ich "best friend forever", którzy praktycznie mieszkali w naszym domu, czyli państwem Tork. Starsi ludzie bez dzieci i zwierząt, za to z bardzo zasobnymi portfelami.
- Podróż mojego życia - westchnęłam, opierając się na ramieniu Louisa. Byliśmy w szkole, więc musieliśmy pokazać wszystkim uczniom, że jesteśmy razem. Tomlinson pogładził mnie czule po ramieniu. Opanowaliśmy już to bycie parą do perfekcji i nawet czasem zastanawiałam się, czy tak przypadkiem nie czują się stare małżeństwa.
 Nagle poczułam delikatne poruszenie się Louisa, był to znak, że nadchodzi Harry. Chłopak ten był najmłodszą osobą w naszej paczce, zawsze pełny życia i w dobrym humorze. Jego dziewczyną była nasza mała, słodka Lily, w ten sposób zablokowaliśmy osobom "z zewnątrz" dostęp do nas. Chociaż, jako najbliższa (no dobrze, jedyna) przyjaciółka Lily, dobrze wiedziałam, że Harry jej się bardzo podobał. Tak samo jak Zayn Liamowi i odwrotnie.
- Hej - uśmiechnął się, nie kończąc nawet biegu w naszym kierunku - Eva, wróciłaś - rozpromienił się. Odpowiedziałam mu na ten uśmiech, zerkając przy okazji na wyświetlacz mojego telefonu komórkowego. Pięć minut do rozpoczęcia lekcji, a brakowało jeszcze Lily i Zayna. To nie było do nich podobne. Szybko więc wystukałam esemesa do dziewczyny z pytaniem, czy będzie dzisiaj w ogóle w szkole i naraz zadałam pytanie Liamowi
- Wiesz może co co z Zaynem?
 Chłopak pokręcił tylko głową. Był o niego spokojny.
- Wczoraj czuł się dobrze, pewnie coś go zatrzymało.
 Jakby na potwierdzenie tych słów dobiegł do nas zziajany czarnowłosy młodzian. Po jego minie widać było, że ma nam coś do przekazania. I to COŚ pisane wielkimi literami, bo z całą pewnością musiało być to szalenie ważne.
- Gdzie jest Lily? - spytał na powitanie, dziwiąc się, że nie ma jej jeszcze z nami. Odblokowałam telefon i przejrzałam wiadomości. Napisała, że jest chora, ale możemy ją dziś odwiedzić. Przekazałam to chłopakom.
- Czyli może powiesz nam to, co masz nam do przekazania, co? - zapytał Louis, który był chyba najbardziej ciekawy tej nowiny z nas wszystkich.
 Zayn jednak zerknął tylko na zegarek i stwierdził
- Nie zdążę już tego zrobić, ale niedługo sami się o tym przekonacie. I to Eva i Liuś będą najbardziej cierpieć - wyrzucił z siebie, chociaż nic z tego nie zrozumieliśmy, po czym wziął delikatnie swojego chłopaka za rękę, jakby chciał go już teraz pocieszyć, chociaż jeszcze nic się nie wydarzyło.
 Nie zdążyliśmy jednak go o nic wypytać, gdyż nagle ogłuszył nas dzwonek na lekcję, którą w moim i Liama przypadku była akurat historia. Musieliśmy się więc pośpieszyć, jeśli nie chcieliśmy znowu podpaść zrzędliwej wychowawczyni. Powiedzieliśmy sobie szybko "do zobaczenia" i popędziliśmy (dosłownie) pod salę historyczną, chociaż szanse na to, że zdążymy przed nauczycielką były marne, a jej krzyki skierowane pod naszym adresem, tak czy siak - nieuniknione. Czułam jednak, że dzisiaj nie powinniśmy dostarczać jej powodów do złości. Jeżeli ta nowina ma dotyczyć głównie nas...
-------------------------------------------------------------------------------------
 Siemka, kochani!
 A więc, oto pierwszy rozdział, jak wrażenia? Nie będę zanudzać, bowiem nic się tak naprawdę jeszcze nie wydarzyło. Rany, dzięki za te obserwacje, to miłe, że macie do mnie takie zaufanie, że obserwujecie opowiadanie, które się nie zaczęło :)
 Do następnego!
 Fredzia

2 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie :))
    Na pewno będę czytać.
    Jestem strasznie ciekawa co będzie się działo później, te ich męczenie innych ahhh nie mogę się już doczekać <33
    A kiedy następny rozdział?
    Weny i do nn **

    Tosia xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział ;) Czekam na następny http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń